PWPM #014 Poradnik skippera #5

Poradnik skippera, czyli jak przygotować się do poprowadzenia własnego rejsu morskiego?

Ponieważ temat jest bardzo szeroki cykl podzieliłem na 8 odcinków:

  1. Co zabrać oprócz rzeczy podstawowych?
  2. Teoretyczne przygotowanie do rejsu
  3. Praktycznie – przejęcie jachtu #1
  4. Praktycznie – przejęcie jachtu #2
  5. Zakupy przedrejsowe
  6. Dopilnować sztauowania
  7. Pogadanka na temat zasad na jachcie
  8. Pogadanka na temat zasad na jachcie cz. 2
  9. Przeprowadzić szkolenie

Każdy z bloków omawiam szczegółowo według wcześniej przygotowanej listy. Listę tę sporządziłem w oparciu o własne wieloletnie doświadczenie kapitana, skippera i organizatora rejsów.

Co w tym odcinku?

Zakupy.

Teoretycznie sprawa oczywista – chodzi o to, żeby podczas rejsu nie paść z głodu i mieć w co wytrzeć ręce. Jednak jeśli nie opracujemy sobie za wczasu przemyślanej listy zakupów, może się okazać, że zapomnieliśmy np. kupić papieru toaletowego. Konsekwencje łatwo sobie wyobrazić (choć może lepiej jednak sobie nie wyobrażać!).

Zwrócę zatem uwagę na produkty, które według mnie są niezbędne do zakupienia na rejs. Powiem o produktach spożywczych, higienicznych, użytkowych, itp. Podpowiem jak rozwiązać niektóre problemy, np. z umocowaniem ręczników papierowych, które znacznie ułatwią nam życie na jachcie. 

Wspomnę również o tym, co warto przygotować wcześniej – przed rejsem – i w jaki sposób (np. pasteryzowane mięso do obiadu).

Zapraszam!

Poniżej zamieszczam transkrypt odcinka

Cześć, witam was w kolejnym odcinku z cyklu „jak przygotować się do poprowadzenia własnego rejsu morskiego”.

Do tej pory omówiliśmy kwestie: co zabrać prócz podstawowych rzeczy na rejs, jak teoretycznie przygotować się do takiego rejsu, jak praktycznie przejąć jacht. Na tym zakończyliśmy jak dotąd.

Dziś chciałbym opowiedzieć o tym, jakie zrobić zakupy przedrejsowe żeby nic nas nie zaskoczyło podczas rejsu.

Tytułem wstępu załóżmy taką sytuację: przyjechaliśmy wreszcie na jacht, załoga podekscytowana, chcemy już ruszać, wreszcie wypłynąć, zatem do sklepu jedziemy jak najszybciej, kupujemy co wpadnie nam w rękę i… dopiero na morzu okazuje się, że czegoś zapomnieliśmy, coś pominęliśmy.

Zachęcam i polecam zrobić sobie listę rzeczy niezbędnych. Nie wdawajmy się w szczegóły typu jakie smaki zupek chińskich chcemy mieć na pokładzie, ale że w ogóle zupki chińskie mieć chcemy. Czyli spiszmy artykuły na tyle istotne, że ich brak na pokładzie okazać się może uciążliwy.

Nieraz zdarza się, iż produkty się powielają. Choćby z tego względu, iż po poprzednich załogach zostają często ich zapasy. To nic, lepiej mieć więcej niż za mało.

Proponowaną przeze mnie listę zakupów podzieliłem na dwie kategorie: wyżywienie i chemię.

Zacznijmy od wyżywienia.

  1. Kisiele – jest to nieodłączny element wyposażenia kambuza na każdym jachcie!
    Kisiel ma dwie niepodważalne zalety: po pierwsze – wracając podczas choroby morskiej smakuje podobnie, po drugie – nie powybija zębów, gdyż jest rzadki. Zatem kisiele są bardzo lubiane szczególnie przez załogantów chorujących na chorobę morską.
    A tak poważnie – kisiele mają wiele zalet: zajmują mało miejsca, są energetyczne i rozgrzewające. Zatem zakup kisieli jest bardzo wskazany na rejs morski. Na pewno zostaną wykorzystane podczas rejsu.
  2. Gorące kubki – świetne właściwości rozgrzewające. Np. podczas „psiej” wachty, kiedy jest zimno, my jesteśmy zmarznięci, wieje zimny wiatr, pada deszcz, marzymy o tym żeby się dogrzać. Wtedy z pomocą przyjdzie nam załogant z naszej wachty, który zagotuje wodę i zaleje właśnie gorący kubek. Robi się go łatwo, szybko i przyjemnie a daje bardzo fajnego „kopa” energetycznego i świetnie dogrzewa nas wewnętrznie. Ponadto gorący kubek jest dosyć treściwy. Szczególnie podczas choroby morskiej spożyty taki gorący kubek zawsze w pewnym stopniu pozostanie w żołądku.
  3. Pieczywo – świeże pieczywo nie za bardzo chce się trzymać podczas rejsu. Po dwóch, trzech dniach może zacząć pleśnieć ze względu na wszechobecną wilgoć. Zatem otwarte chleby czy bułki powinniśmy pochłaniać w pierwszej kolejności bo w przeciwnym razie nakarmimy nimi ryby.
    Ja osobiście bardzo mocno polecam chleby „Baltonowskie”. Są on dobrze pakowane i naprawdę bardzo długo się trzymają. Są po prostu trwałe.  Można je dostać w większości marketów. Smak tych chlebów jest według mnie bardzo przyzwoity. Zachęcam do zaopatrzenia się w tego typu pieczywo.
  4. Mięso – zdecydowanie polecam mięso pakowane próżniowo. Zalet jest wiele, m. in. Mięso pakowane w ten sposób jest porcjowane dokładnie w taki sposób, w jaki my zdefiniujemy podczas zakupu. Ponadto tak pakowane mięso jest bardzo trwałe. A po trzecie zajmuje znacznie mniej miejsca niż pakowane w sposób tradycyjny ponieważ odciągnięte powietrze powoduje, iż zawartość kompresowana jest do możliwie najmniejszych rozmiarów. Zatem tego typu mięska zmieści nam się więcej oraz znacznie dłużej poleży. Ponadto jeśli np. nasz jacht nie jest w lodówkę wyposażony to tym bardziej próżniowo pakowane mięso sprawdzi się świetnie.
    Jeśli nasz jacht nie posiada lodówki to ważnym jest zaształowanie produktów wymagających chłodzenia w najniższych partiach jachtu, np. pod gretingami a nawet w zenzie. Pakowane próżniowo artykuły z powodzeniem mogą znajdować się w zenzie, która nigdy nie jest przyjemna, gdyż szczelne, hermetyczne pakowanie zabezpieczy zawartość przed kontaktem ze światem zewnętrznym.
  5. Pasteryzowane słoiki z przetworami – polecam bardzo mocno! Swego czasu będąc w dwutygodniowej podróży poślubnej w Norwegii zapakowaliśmy właśnie pasteryzowane mięsko do spaghetti. Jedliśmy je pod różną postacią, z makaronem, czy ziemniakami. Mięso to pasteryzowane było w słoikach i wytrzymało bez najmniejszego problemu dwa tygodnie.
    Jednak ważny jest sposób pasteryzacji. Należy słoik zapasteryzować trzykrotnie. Taki proces daje gwarancję, iż zapasteryzowany  produkt będzie świeży nawet po 2 tygodniach w warunkach „bezlodówkowych”.
    Zachęcam zatem do przygotowania takich słoików przed rejsem – jeszcze w domu. Ogromną zaletą takiego zapasteryzowanego słoika jest jego przygotowanie podczas rejsu. Nie musimy bowiem kroić mięsa czy warzyw. Szczególnie istotne jest to w pierwszych dniach rejsu, gdzie część załogi chorobę morską ma już za sobą jednak druga część czuje się wciąż niepewnie, zapachy unoszące się z kambuza mogą przyczyniać się do nawrotów choroby. Słoik natomiast wystarczy odkręcić, wrzucić zawartość do garnka i podgrzać. Szybko, łatwo i bezpiecznie.
    Przy tej okazji podpowiem: proponujcie swoim załogantom żeby przygotowywali takie właśnie pasteryzowane słoiki. Oczywiście możemy kupować co tylko załogantom się podoba, bo przecież składka na wyżywienie to ich pieniądze, ale  żeby kupione poszczególne składniki przekształcić w potrawę potrzebujemy czasu i zdrowia. Nie zawsze przygotowywać posiłek będziemy w porcie, na równej stępce bez żadnych problemów. Nie raz przyjdzie nam to wykonać na fali podczas przechyłu. Zatem z doświadczenia biorąc, warto namówić załogantów na sprawdzone metody ratujące nie jeden posiłek na fali. Wystarczy, że każdy załogant weźmie ze sobą po 3-4 słoiki. Dzięki temu kilka obiadów macie z głowy.
  6. Przyprawy – często pozostają po poprzedniej załodze. Warto wysłać II oficera do kambuza przed zakupami, żeby dokonał inwentaryzacji. Przyprawy są jednym z najczęstszych artykułów nie zużytych przez poprzednią załogę. Jeśli jednak przypraw brakuje, kupcie je w takiej ilości, żeby wystarczyło na cały rejs. Co prawda możemy doprowiantować się w portach po drodze, ale zazwyczaj wtedy będzie znacznie drożej. Na przykład Szwecja czy Dania ma bardzo wysokie ceny w porównaniu do polskich. Pod hasłem „przyprawy” mam na myśli również rzeczy bardzo podstawowe jak sól czy cukier. Zdarzyć się bowiem może, iż sami nie słodzimy więc zapomnimy o zwykłym cukrze.
  7. Woda – zachęcam do zaopatrzenia się w kilka zgrzewek gdyż podczas rejsów pić się chce. Nie wolno zapomnieć nam o zapasie wody pitnej! Czy ma to być woda gazowana czy nie gazowana to już kwestia indywidualnych preferencji załogi. Jednak zapas wody na jachcie jest bezwzględnie konieczny.
  8. Słodkie napoje – również zachęcam do zaopatrzenia się w nie głownie z tego względu, iż skoro te napoje są słodzone to są również w pewnym stopniu energetyczne. Ponadto nie wszyscy preferują czystą wodę do picia a wolą np. soki. Ich sprawa ale wasza, żeby takie zapotrzebowanie uzupełnić.
  9. Czekolada – jest bardzo dobrym produktem energetycznym. Nie koniecznie w czystej postaci ale nawet batony, ciasteczka czekoladowe czy wysokoenergetyczne batoniki ze zbożami, miodem, itp. Tego typu produkty świetnie sprawdzają się np. podczas nocnej wachty. Dostajemy dzięki nim zastrzyk energii nie musząc gotować czy przygotowywać skomplikowanych potraw.
    Przy okazji TIP dla osób chorujących na chorobę morską: gorzka czekolada działa bardzo dobrze na chorujące osoby. Po pierwsze przyjęta do żołądka zawsze choć w części w nim pozostanie a po drugie gorzka czekolada właśnie niweluje nieprzyjemne uczucie w żołądku spowodowane chorobą morską. Czekolada słodka nie posiada takich właściwości. Zatem gorzką czekoladę zdecydowanie warto na pokładzie mieć.
  10. Świeżynka – czyli świeże pieczywo i świeże owoce. Podejdźmy do tematu z rozsądkiem, tzn. kupmy taką ilość, która wystarczy nam pierwsze dni rejsu, ale nie zdąży się zepsuć. Żeby nie okazało się, iż po musimy zepsute owoce i warzywa wyrzucać za burtę. W portach uzupełnimy zapasy. Zapewne wyniesie nas to więcej niż kupując w kraju ale trudno. Musimy jedynie wkalkulować taką stratę w budżet kambuzowy rejsu. Na samych chlebach baltonowskich po kilku dniach może być ciężko. Mogą się nam one przejeść, znudzić a wręcz obrzydnąć. Natomiast kupiona w porcie np. świeża bagietka zdecydowanie podnosi morale załogi. Podobnie świeże warzywa czy owoce – warto kupować na bieżąco.
    Dwa słowa odnośnie owoców. Pływając po wodach Chorwacji w porze późnego lata macie możliwość skosztować wyśmienitych fig bezpośrednio z krzewów. W tym okresie rośnie ich mnóstwo właściwie przy każdej alejce. W smaku są naprawdę przepyszne, nieporównywalnie lepsze od kupionych nawet na targu.

Chemia

  1. Ręczniki papierowe – polecam zaopatrzyć się w sporą ilość. Ręczniki podczas rejsu schodzą szybko i w dużych ilościach. Stosuje się je w wielu wypadkach, jak np. w kambuzie, podczas prac „brudnych” np. przy silniku czy po prostu dla higieny osobistej. Zdecydowanie łatwiej i szybciej wykorzystać taki papierowy ręcznik niż prać i suszyć tradycyjny czy używać szmat. Dwie bardzo ważne uwagi odnośnie papierowych ręczników: po 1. NIGDY nie pozwólcie żeby załoganci wrzucali ręczniki papierowe do kingstona! Ręczniki papierowe bowiem nie rozpuszczają się tak jak papier toaletowy więc jest prawie pewnym, że wrzucony do odpływu ręcznik papierowy zatka go. W konsekwencji czeka was bardzo nieprzyjemna robota, bądź kilkaset euro za tego typu usługę. Po 2. ręczniki papierowe są nieco mniej ekologiczne niż papier toaletowy zatem ja nie polecam wyrzucania ręczników za burtę.

Co wyrzucać za burtę?

                Według prawa morskiego oraz według dobrej praktyki żeglarskiej jest tak, że jeśli znajdujemy się w odpowiedniej odległości od brzegu, czyli min. 5 Mm od brzegu, to rzeczy biodegradowalne wolno nam wyrzucić po prostu za burtę. Zatem wszelkie ogryzki, skórki z bananów, obierki z pomarańczy możemy swobodnie za burtę wyrzucić. Mało tego, wręcz powinniśmy to zrobić a nie powinniśmy trzymać tego typu śmieci pod pokładem!
Dlaczego? Z dwóch powodów: po 1. śmieci organiczne rozkładając się wydzielają bardzo nieprzyjemny zapach, który pod pokładem byłby szczególnie uciążliwy. Po 2. zalegające śmieci zmniejszają i tak niewielką przestrzeń pod pokładem.
Wyrzucając bio śmieci nie zanieczyszczamy środowiska, no bo przecież jest to czysta natura.
Podobnie wygląda sytuacja z papierem toaletowym. Jest to czysta celuloza (w większości przypadków) więc w pełni ekologiczna. Po użyciu z powodzeniem możemy taki papier wyrzucić za burtę.
Ponadto wyrzucać za burtę możemy szkło białe, nie barwione. Szkło bowiem wykonane jest głównie z kwarcu, który z kolei jest w pełni ekologicznym surowcem. W odległości min. 5Mm od brzegu wyrzucona przez nas (ale zatopiona!) butelka nie zagrozi nikomu natomiast jakieś zwierzątko żyjące przy dnie morza ma szansę na nowe mieszkanko w takiej butelce. Prawdą jest, ze szkło rozkłada się długo, jednak w żaden sposób nie wpływa negatywnie na środowisko.
Podobnie wygląda sytuacja z metalowymi puszkami. Są one zwykłym metalem. Metalem, który rdzewieje – koroduje. Możemy z powodzeniem takie puszki wyrzucać gdyż skorodują szybko a środowiska nie zanieczyszczą. Pamiętajmy jednak o minimalnym dystansie od brzegu – 5Mm.

  1. Papier toaletowy – zaopatrzmy się w taką ilość rolek, żeby każdy kingston na jachcie został „zaspokojony”, żeby go po prostu nie brakło.
  2. Płyn do mycia naczyń – zdarza się o nim zapomnieć, na przykład w sytuacji kiedy w kambuzie widzimy pozostawiony po poprzedniej załodze płyn. Może się bowiem okazać, że był on tylko jeden a do tego w połowie pusty. Warto zatem sprawdzić stan płynu na jachcie i w razie potrzeby dokupić
  3. Gąbki do mycia naczyń – polecam większe niż mniejsze. Są znacznie wygodniejsze
  4. Talerze i sztućce jednorazowe – ja używam mając co prawda świadomość, iż przez to dokładam się do zanieczyszczenie Planety poprzez zakup plastiku, nawet jeśli później śmieci zostaną posegregowane. Jednak komplety jednorazowych nakryć świetnie sprawdzają się na jachcie!
    Żeby przybliżyć powód, dla którego zachęcam do używania jednorazowych naczyń i sztućców przybliżę w jaki sposób odbywa się mycie naczyń podczas przelotów: myjemy albo pod kranem, gdzie do mycia używamy wody słodkiej uszczuplając tym samym jej zapasy (chyba, że poprowadzony jest dodatkowy obieg wody zaburtowej, wtedy polecam umyć naczynia w wodzie słonej a spłukać jedynie słodką) albo czerpiemy wodę wiadrem zza burty i myjemy naczynia w tym wiadrze. Tak czy inaczej sposoby te nie są wygodne i albo marnujemy słodką wodę albo ryzykujemy utopieniem wiadra, nie dokładnym spłukaniem soli, itp., itd.
    Dlatego też bardzo wygodnym jest wyrzucenie jednorazowych naczyń i sztućców po posiłku do śmieci. Co prawda sposób ten powoduje szybki wzrost ilości śmieci pod pokładem ale według mnie mimo wszystko warto. No chyba, że nasz rejs ma charakter długich przelotów bez zawijania do portów a tym samym bez możliwości wyrzucenia śmieci, to w takim wypadku jednorazowe naczynia nie zdadzą egzaminu.
  5. Worki na śmieci – duże i małe. Skąd to rozbicie? Otóż duże worki (np. 160l) instalujemy w okolicy kambuza (nierzadko w dwóch miejscach w mesie) gdzie traktujemy je jako klasyczne, domowe kosze na śmieci. Natomiast małe worki (np. 35l) instalujemy w kingstonach. Dlaczego? Dlatego, że papieru toaletowego nie wrzucamy do muszli, ale właśnie do worków na śmieci, które w portach wyrzucamy. O obsłudze kingstona wspomnę więcej w rozdziale poświęconym pogadance na jachcie.

Wszystkie powyższe punkty dotyczą zakupów, których dokonujemy już na miejscu, po przyjeździe do portu startu rejsu. Wysyłacie II oficera z listą (np. taką, jaką tu opisuje) przez co możecie mieć pewność, że nic z rzeczy kluczowych nie zostanie pominięte. Jeśli natomiast mamy możliwość przygotować coś wcześniej, np. opisywane w tym rozdziale pasteryzowane słoiki z mięsem, to wiadomo, że składniki na nie kupimy znacznie wcześniej.

To wszystko na dziś,

Dziękuję za uwagę,

Tak stoimy!

✉️ Aby otrzymywać powiadomienia o wszystkich informacjach związanych z Fundacją Galion dopisz się do newslettera.

? Powiadomienia wszystkich filmach otrzymasz gdy zasubskrybujesz nasz kanał oraz klikniesz dzwoneczek wybierając wszystkie.

☕ Możesz również wesprzeć nasze działania poprzez dotację dla Fundacji Galion

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *